Podsumowanie: Od frajerów... do snajperów

Podsumowanie: Od frajerów... do snajperów

W sobotę 8 listopada meczem z Naprzodem Wieszowa, bytomska Nadzieja zakończyła swoją debiutancką rundę jesienną w rozgrywkach ligowych, na szczeblu B-klasy. Choć rywal okazał się lepszy i zwyciężył 3:1 tą rundę należy uznać za udaną, bo choć zespół wciąż okupuje ostatnie miejsce w ligowej tabeli to jego gra w ostatnich 4 meczach wyraźnie pokazała, że wiosną ta sytuacja ulegnie zmianie. Zapraszamy na podsumowanie rudny jesiennej sezonu 2008/09 oraz dotychczasowego okresu działalności klubu autorstwa trenera - Adama Dyrdy.

Był 18 maja 2008 kiedy to dwójka bytomian – Maciej Chruściński i Robert Czykiel wpadła na pomysł założenia nowego klubu w mieście. Chcieli w ten sposób zrealizować własne marzenia, ale również zmienić coś w mieście, które nie oszukujmy się – ma sport w głębokim poważaniu (świadczą o tym upadki i sytuacja obecnych klubów, fatalny stan obiektów sportowych lub ich brak). 10 lipca Nadzieja została zarejestrowana jako Stowarzyszenie Kultury Fizycznej. Jako barwy przyjęto kolor niebieski i czerwony nie kryjąc tym samym sympatii do bytomskiej Polonii, w której jeden z założycieli dojrzewał jako piłkarz, a drugi był i jest jej wiernym kibicem. Wkrótce klub stanął przed pierwszym poważnym problemem- spoglądając od strony sportowej: trzeba było znaleźć miejsce do treningów oraz obiekt do rozgrywania meczy ligowych.

Boiskiem treningowym zostało zapomniane boczne boisko klubu z ul. Modrzewskiego, natomiast władze Nadziei rozpoczęły batalię o możliwość gry w lidze na sztucznej nawierzchni przy ul. Piłkarskiej. Na wakacyjnych treningach nowo powstałego klubu nie brakowało amatorów futbolu i ciekawskich. Myśląc jednak o rozgrywkach należało skompletować jak najszybciej kilkunastoosobową kadrę, na którą zawsze będzie można liczyć. Pierwszym szkoleniowcem został Robert Czykiel (grający trener). Należy również dodać iż drugi z założycieli – Maciej Chruściński - został prezesem klubu. Zarząd uzupełnili Krzysztof Burdziński jako dyrektor ds. organizacyjnych, Marek Tomczyk jako członek zarządu, Michał Rymkiewicz jako przewodniczący komisji rewizyjnej, Adam Wiśniewski jako sekretarz komisji rewizyjnej i Michał Sekuła jako członek tejże komisji.

Drużynie Nadziei niestety nie udało się rozegrać żadnego meczu sparingowego, a ze względu na okres wyjazdów i urlopów w klubie miała miejsce duża rotacja osób deklarujących chęć gry w zespole. Nie wróżyło to nic dobrego i dlatego w debiucie, który przypadł na 8 sierpnia Niebiesko-czerwoni doznali prawdziwej klęski – 0:13 z Olimpią Boruszowice przy ul. Piłkarskiej w Bytomiu. Już po tym spotkaniu kilku zawodników zrezygnowała z dalszych występów, nie pojawiając się nigdy więcej na zajęciach. Nie wszystkich jednak porażki i to w takim wymiarze odstraszają. Zawodnicy uznali pierwszy mecz jako frycowe, które trzeba było zapłacić i wzięli się do pracy.

13 sierpnia w klubie pojawił się trener Adam Dyrda, absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach, trener klasy II, wychowanek radzionkowskiego Ruchu, a następnie piłkarz Górnika Bobrowniki Śląskie i Orła Nakło Śląskie. Zdecydował on się spróbować pomóc nowo powstałej drużynie. Nowy szkoleniowiec przed drugim meczem przeprowadził dwa treningi: najpierw w Szombierkach, a następnie w Bobrownikach Śląskich, które ze względu na fatalny stan dotychczasowego boiska treningowego, stały się na jakiś czas bazą Nadziei.

15 sierpnia Niebiesko-czerwoni udali się do Wieszowej na drugą serię spotkań ligowych. Pierwsza połowa meczu z miejscowym Naprzodem to obrona Częstochowy w wykonaniu bytomian i trzy bramkowe prowadzenie gospodarzy. Po przerwie jednak zespół został przegrupowany, lepiej zorganizowany, stworzył sobie 3 okazje bramkowe, skuteczniej się bronił, w wyniku czego stracił jeszcze tylko 1 bramkę. Całe spotkanie zakończyło się wynikiem 4:0 dla Naprzodu jednak bytomianie schodzili z boiska zadowoleni, bowiem nie było kolejnej kompromitacji, a drugie 45 minut w ich wykonaniu można nazwać było już grą.

W trzeciej kolejce do Bytomia zawitała drużyna Zgody Repty Śląskie i po cichu zarząd klubu liczył na pierwsze punkty, bowiem przeciwnik w poprzednim sezonie zamknął tabelę rozgrywek. „Niebiesko-czerwoni” rozpoczęli ten mecz lepiej skoncentrowani niż dotychczas – nie stracili na początku gola – ale od pierwszego gwizdka to przyjezdni byli stroną dominującą i to oni stwarzali zagrożenie pod bramką rywala. W 25. minucie Martin Majchrzak nie upilnował przeciwnika po wyrzucie z autu i było 0:1. Potem fatalny błąd Marka Szlosarka, który mówiąc piłkarskim żargonem, wypluł przed siebie uderzenie z rzutu wolnego, z czego skrzętnie skorzystał zawodnik Zgody i było 0:2. Po przerwie arbiter podyktował problematyczny rzut karny dla gości – strzał z 11 m rozwiał wszelkie wątpliwości kto w tym dniu zgarnie punkty. Przeciwnik dołożył jeszcze dwa trafienia i wyjechał z Bytomia z pięcioma zdobytymi golami.

24 sierpnia 2008 to kolejna historyczna data. W tym bowiem dniu, w meczu z Tęczą Zendek padł pierwszy gol dla Nadziei, a zdobył go ówczesny kapitan Robert Czykiel, pewnie egzekwując rzut karny. Był to jednak gol honorowy gdyż gospodarze ograli tego dnia bytomskiego beniaminka 5:1, zwycięstwo zapewniając sobie już po 45 minutach (rezultat do przerwy 4:1 ). Wynik, szczególnie w pierwszej części gry, nie odzwierciedlał jednak boiskowych wydarzeń i przyjezdni na pewno nie zasłużyli na tak wysoki wymiar kary. Niestety jednak górę wzięło doświadczenie, bytomianie prezentowali przeciwnikowi bramki, a ten skrzętnie to wykorzystywał. W dodatku wspaniałą sytuację na zdobycie gola zmarnował po indywidualnej akcji Patryk Żmuda, w końcówce meczu strzał Sładkowskiego z rzutu wolnego zatrzymał się na poprzeczce.

Gdy wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku doszło do kompromitacji w pierwszym w dziejach klubu meczu Pucharu Polski. Szombierki mimo iż wystawiły rezerwowy skład rozgromiły Nadzieję 8:0. Głównym powodem porażki była fatalna postawa kilku zawodników, którzy w ogóle nie pojawili się na meczu, a ci, którzy grali nie byli w stanie nawiązać walki z wyżej notowanym rywalem.

Po meczu zarząd wraz z trenerem wstrząsnęli zespołem na specjalnie zwołanym zebraniu. Efektem tej męskiej rozmowy był bardzo dobry mecz z rezerwami nakielskiego Orła. Goście długo forsowali defensywę Niebiesko-czerwonych, w bramce których wyjątkowo stanął Adam Fiszer ( i spisywał się rewelacyjnie), aż wreszcie w 70 i 88 minucie trafili do siatki. Warto wspomnieć, że Nadzieja choć była stroną broniącą się, próbowała się odgryzać i dwa razy była bliska zdobycia bramki. W pierwszej części w dogodnej sytuacji spudłował Tomasz Królikowski, a w drugiej przy stanie 0:0 piękny strzał Dawida Sładkowskiego o centymetry minął bramkę Kempnego.

6 września podopieczni trenera Adama Dyrdy udali się do Nowego Chechła, na mecz z Przyszłością. Lepsi okazali się gospodarze wygrywając 1:0 po strzale z rzutu karnego. Był to ich jedyny sposób na świetnie dysponowanego tego dnia Marka Szlosarka. Obie drużyny stworzyły sobie w tym meczu wiele dogodnych okazji do zdobycia gola. Więcej mieli ich gospodarze, ale albo pudłowali, albo bardzo dobrze interweniował bramkarz Nadziei. Po drugiej stronie największe zagrożenie stwarzała czwórka „karbiorzy”, czyli byłych zawodników GKS Bobrek-Karb: Sebastian Klyszcz, Robert Mazurkiewicz, Marcin Kruczek oraz Martin Majchrzak. W pierwszej połowie Klyszcz zamiast dogrywać do świetnie ustawionego Kruczka niecelnie strzelił, a w drugiej połowie Majchrzakowi zabrakło centymetrów aby dojść do pięknej prostopadłej piłki i stanąć oko w oko z Machurą ( zagrywał Klyszcz).

10 września to historyczny pierwszy punkt i to zdobyty... w Bobrownikach Śląskich, bowiem włodarze OSiR tak ustalili harmonogram spotkań na sztucznej murawie w Bytomiu, że zabrakło w nim miejsca na spotkanie Nadziei. Punkt ten nasz zespół zdobył kosztem rezerw piekarskiej Andaluzji. Oba zespoły prezentowały się słabo w defensywie stąd okazji bramkowych nie brakowało w tym spotkaniu. Już na początku meczu sam na sam z bramkarzem znalazł się Grzegorz Fiszer, ale okazał się gorszy w tym pojedynku. W 20. minucie goście jakimś cudem wybili piłkę z linii bramkowej po rzucie rożnym Mariusza Leśniaka. Potem jednak sporo napracował się Marek Szlosarek, kilkakrotnie ratując swój zespół. Niestety w 64. minucie był już bezradny po strzale Jakuba Gawrona. W piłce nożnej gra toczy się jednak do 90 minuty. Przypomniał o tym Adam Fiszer pakując z trudnej pozycji (ostry kąt) piłkę do siatki, po rzucie wolnym Leśniaka i zgraniu Klyszcza.

13 września formę beniaminka sprawdził ówczesny lider Nitron Krupski Młyn. Spotkanie zakończyło się wynikiem 5:1 dla gospodarzy, którzy zwycięstwo zawdzięczali większemu doświadczeniu. Warto wspomnieć bowiem, że w 75. minucie było 2:1 po pięknym strzale Roberta Czykiela (bramka określona golem rundy w bytomskim zespole), ale wkrótce Niebiesko-czerwoni przyspali po wyrzucie z autu oraz 100% okazję Nitronowi stworzył dobrze grający do tej pory Dariusz Pluta, źle główkując piłkę. Zrobiło się 4:1. W międzyczasie dwóch kapitalnych sytuacji nie wykorzystał Dawid Samul i punkty zostały w Krupskim Młynie. Bytomianie zasłużyli jednak na pochwały, które padły z ust trenera przeciwników. Ciekawostką jest również fakt, że po tym spotkaniu działacze Nitronu chcieli pozyskać Adama Fiszera, który rozegrał bardzo dobre zawody.

Serię dobrych spotkań zakończył niestety mecz derbowy z Rozbarkiem. GKS rozbił w drobny mak beniaminka wygrywając 8:0 przed własną publicznością. Początek spotkania nie wskazywał takiego obrotu sprawy, ba to nawet przyjezdni byli stroną przeważającą, ale potem coś niedobrego stało się z podopiecznymi trenera Dyrdy. Mówiąc językiem boiskowym piłkarze Nadziei przestali grać. Gwoździem do trumny okazała się czerwona kartka dla Adama Fiszera w drugiej części gry, przy stanie 3:0. Goście nie mieli nic do stracenia: bronić nie było czego, a czas uciekał i należało podjąć ryzyko odkrycia się. Skończyło się fatalnie...
Niestety nie był to jeden wyskok jak w pucharowym spotkaniu z Szombierkami.

Tydzień później do Bytomia zawitała Iskra Lasowice i podobnie jak Rozbark zdemolowała Niebiesko-czerwonych. Tym razem wynik brzmiał 1:7. Honorowe trafienie było dziełem Czykiela, który pewnie wykorzystał rzut karny, podyktowany za faul na nim samym.

4 października znowu dała o sobie znać niekompetencja, niektórych zawodników i bytomianie pojechali do Piekar Śląskich w dwunastu i na dodatek bez bramkarza. Tym razem między słupkami stanął Piotr Pypłacz i podobnie jak Adam Fiszer w meczu z Nakłem Śląskim spisywał się bardzo dobrze. Skazywana na pożarcie Nadzieja stawiła silny opór faworytowi i do przerwy kibice nie oglądali goli. W drugich 45 minutach jednak worek z bramkami się rozwiązał, szkoda tylko, że padały one do jednej siatki. W drużynie gości na listę strzelców mogli wpisać się Sładkowski, który pomylił się o centymetry z rzutu wolnego oraz Leśniak, któremu w dwóch dogodnych sytuacjach zabrakło zimnej krwi.

Ostatnim spotkaniem z czarnej serii był mecz z rezerwami tarnogórskiego Gwarka przegrany przy ul. Piłkarskiej 1:6. Znowu dało o sobie znać nieodpowiedzialne zachowanie kilku osób, które postawiły drużynę w trudnej sytuacji. Do przerwy Gwarek prowadził 4:0. Po przerwie jednak szybką bramkę zdobył Adam Fiszer, a chwilę potem 100% okazję miał Damian Kozłowski, który jednak nie oddał strzału. Był to przełomowy moment spotkania. Chwilę potem błąd popełnił bramkarz bytomian i było po zawodach...

W 13. kolejce spotkań Niebiesko-czerwoni pauzowali. Dwa tygodnie wolnego zostały jednak dobrze wykorzystane, ponadto zespół zasilili doświadczeni Roman Łuczak i Maciej Sewioło. Mecz z Iskrą Połomia zapoczątkował serię czterech dobrych występów Nadziei, która dzięki wzmocnieniom zyskała nową jakość. Mimo iż goście do przerwy prowadzili 1:0 gospodarze w drugiej połowie podnieśli się i za sprawą Patryka Żmudy i Macieja Sewioło wyszli na prowadzenie 2:1. Padły również dwie bramki „niewidki” autorstwa Wojciecha Gubały i Adama Fiszera – oba uderzenia były równie piękne. Niestety arbiter liniowy dwukrotnie był zbyt daleko od linii końcowej i nie dojrzał prawidłowo zdobytych goli. Na domiar złego przyjezdni w 80. minucie doprowadzili do wyrównania, a w 88. minucie po fatalnym błędzie Marka Szlosarka wyszli na prowadzenie, którego nie oddali do końca, mimo że tuż przed końcowym gwizdkiem dobrą okazję miał Dariusz Pluta.

8 listopada doszło do kolejnych derbów Bytomia. Poprzednie dwa pojedynki w lidze i pucharze kończyły się ostrym laniem 0:8. Tym razem Nadzieja również musiała uznać wyższość rywala, ŁKS-u Łagiewniki, ale wcale nie musiało tak być. Goście objęli bowiem prowadzenie po pięknym strzale Macieja Sewioło, a chwilę później Patryk Żmuda w sytuacji 1x1 trafił w słupek. Niewykorzystane okazje się mszczą i zemściły się jeszcze przed przerwą. Po przerwie łagiewniczanie przeważali, ale bramkę zdobyli dopiero do błędzie bramkarza. Najlepszą okazję do wyrównania Niebiesko-czerwoni mieli po dynamicznej akcji Grzegorza Fiszera, który jednak zamiast podawać lepiej ustawionym kolegom strzelił z ostrego kąta w boczną siatkę.

Co się odwlecze to nie uciecze... To powiedzenie potwierdziło się w dniu Święta Niepodległości Polski. Żądna rewanżu Nadzieja , za haniebne 0:13, udała się do Boruszowic i wygrała z Olimpią 2:1 po golach Piotra Pypłacza i Adama Fiszera.

W ostatnim w tym roku meczu bytomski beniaminek podejmował u siebie wyżej notowany Naprzód Wieszowa. Podopieczni trenera Adama Dyrdy zagrali taktycznie najlepszy mecz rundy, ale w wyniku dwóch katastrofalnych błędów bramkarza musieli zadowolić się dobrym wrażeniem jakie wywarli na rywalach. Wynik spotkania brzmiał 1:3, a honorowe trafienie było dziełem Pypłacza.

Drużyna Nadziei zdobyła więc w tym roku 4 punkty w 16 spotkaniach ligowych. Strzeliła przy tym 11 bramek, a straciła 71. Wynik to mizerny, dający ostatnie miejsce w tabeli, ale nie to w tej chwili jest najważniejsze. Najważniejszy jest bowiem postęp jaki uczynił zespół, z początku sezonu zwany „drużyną frajerów”. Dzisiaj Nadzieja to zespół, z którym każdy musi się liczyć, to zespół, który potrafi zagrać kilka dobrych meczów z rzędu, a więc potrafiący utrzymać stabilną formę. Zawodnicy nie biegają już po boisku niczym muchy w latarce, nie wiedząc gdzie się ustawić i gdzie podać piłkę. To nie zespół broniący się całą jedenastką na własnej połowie, lecz drużyna atakująca i to skutecznie już pod polem karnym rywala. To nie zespół, który w momencie gdy traci bramkę przestaje grać, dwukrotnie bowiem odrabiał straty, raz z nawiązką. A wszystko to zostało zrobione w zasadzie bez okresu przygotowawczego, bez sparingów, bez stałej bazy treningowej, w atmosferze gdzieś brzmiących ciągle słów pewnego „życzliwego” Pana: „Macie pecha, że założyliście sobie klub w Bytomiu.” Wszystkiego udało się dokonać, bo w Bytomiu są zapaleńcy, którzy chcą coś zrobić, nie boją się wyzwań, jest ogromne zainteresowanie futbolem ( przez klub przewinęło się już ponad 60 zawodników!). Udało się tego dokonać, bo w Bytomiu... jest NADZIEJA!

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości