Trampkarze: miłe złego początki

Trampkarze: miłe złego początki

Sobotni mecz naszych trampkarzy z Andaluzją zaczynamy bardzo dobrze i ofensywnie. Już w pierwszej akcji stwarzamy sobie zagrożenie, dobre dogranie Denisa Pytla z boku boiska ładnym strzałem kończy Rafał Fedak, ale strzał ten trafił wprost w bramkarza. Chwilę później już prowadzimy. Przejęcie piłki w swoim polu karnym przez Adama Florka, który popędził na bramkę przeciwników, przebiegł całe boisko i w polu karnym był sfaulowany przez przeciwnika. Efekt - rzut karny, który po rękach bramkarza, ale jednak na bramkę zamienia Dominik Szurka.

Po tej bramce idziemy za ciosem. Perfekcyjna wrzutka z rogu Radosława Jendrzeja, a tam dwójka naszych zawodników stojących na 5 metrze przed bramką wzajemnie sobie przeszkodziła, sytuację próbował jeszcze ratować Szurka, ale jego strzał wślizgiem minął bramkę naszych rywali. Do tego jeszcze minimalnie spóźnione podanie Pytla do Fedaka, który pokonał bramkarza jednak ostatecznie był na spalonym. No i 100 % sytuacja Denisa Bardla po podaniu ze środka pola, jego strzał jednak broni bramkarz przeciwników.

Gospodarze tego meczu niby prowadzą grę, niby przez większą część czasu gry utrzymują się przy piłce i przeważają, ale nie przekłada się to kompletnie na sytuacje. Dość powiedzieć, że poza kilkoma przytomnymi wyjściami do piłki Marka Raczka nie potrafię sobie przypomnieć czy nasz bramkarz zmuszony był do jakiejś interwencji.

Druga połowa to już niestety nasza walka z wciąż wzmagającym się wiatrem, przez co momentami mamy problem żeby wybić piłkę. Tym niemniej do 60 minut walczymy, mimo kilku dobrych sytuacji gospodarzy. Niestety, w tej minucie do przodu zapędził się Florek, a perfekcyjne podanie trafia w miejsce, gdzie nasz środkowy obrońca powinien być, ale jako że go zabrakło, to nieatakowany przeciwnik z 16 metrów mierzonym strzałem pokonuje Marcina Kaczerewskiego.

Chwilę później przegrywamy już 1:2. Kilka błędów naszej defensywy, wrzutka na 13 metr, a tam kiepski strzał przeciwnika trafia pod nogi jego ustawionego na 5 metrze kolegi, który z bliska dopełnia formalności. Po tej bramce stawiamy wszystko na jedną kartę i próbujemy atakować przestawiając więcej zawodników do ataku. Niestety, na niewiele to się zdało, a miejsce z tyłu wykorzystali rywale, który dwukrotnie w sytuacjach sam na sam dobijają nasz zespół i ostatecznie ten bardzo dobry mecz w naszym wykonaniu kończy się kiepskim wynikiem 1:4, a szkoda, bo gdyby nie pechowa 60 minuta to myślę że powalczylibyśmy do końca.

Autor: Jakub Jeżycki.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości