Koniec sezonu! Czas na podsumowania

Koniec sezonu! Czas na podsumowania

Jesteśmy świeżo po zakończeniu piłkarskiego sezonu 2020/21, czas więc na wyciąganie wniosków
i nauk ze wszystkich tegorocznych porażek i niepowodzeń, których trochę w tym roku się uzbierało,
a które kolejny rok z rzędu sprawiły, że awans do A-klasy przeszedł nam obok nosa. Boli tym bardziej
dlatego, że nie odstawaliśmy od drużyn, które już mogły rozpocząć świętowanie - a nawet przez
większość sezonu szliśmy z nimi łeb w łeb. Jak to mawiał klasyk - "skoro było tak dobrze, to
dlaczego jest tak źle?" Postaramy się w poniższym artykule pochylić nad problemem i przeanalizować
wszystkie czynniki, które nie zagrały.

Z jednej strony ukończyliśmy sezon na wysokim czwartym miejscu. Dwie lokaty premiowane awansem zajęły
Andaluzja Piekary Śląskie oraz nasz rywal zza miedzy - Czarni Sucha Góra, zaś w ostatniej kolejce po
porażce w bezpośrednim meczu z pierwszej trójki wyrzuciła nas TS Tarnowiczanka.

Z drużynami awansującymi zanotowaliśmy komplet porażek. Najbliżej wywalczenia punktów z którąś z nich byliśmy chyba przedostatniej kolejce, gdy podejmowaliśmy Andaluzję u siebie. Długo utrzymywał się rezultat 0:0, jednak goście w 85. minucie wyprowadzili decydujący cios i mecz zakończył się wynikiem 0:1. Jednak w momencie rozgrywania tego spotkania szans na awans nie mieliśmy już nawet matematycznych.

Zadecydowało to, że zanotowaliśmy zbyt dużo porażek, a rywale na przestrzeni całego sezonu zbyt często potykać się nie chcieli. Z psychologicznego punktu widzenia bardzo ważny był pierwszy mecz po przerwie zimowej, kiedy graliśmy bezpośrednio z drugą drużyną zainteresowaną awansem, a więc z Czarnymi Sucha Góra. Jednak dostaliśmy lanie 2:5 u siebie i w zasadzie od tamtej pory oglądaliśmy już tylko plecy pierwszej dwójki w tabeli.

Mimo wszystko na przestrzeni całego sezonu przegraliśmy aż 9 meczów na 23, z czego aż 5 z niżej
notowanymi rywalami. To jest zdecydowanie zbyt dużo, by móc myśleć o wyższych celach. Dla porównania
Andaluzja zanotowała przez cały rok tylko dwie przegrane, a Czarni - trzy. Mankamentem była gra
defensywna, ponieważ straciliśmy aż 45 bramek, a więc średnio niemal dwie na mecz. Można stracić
w sposób głupi i przypadkowy 5 goli czy 10, ale nie 45.

Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele, dlatego przed kolejną kampanią zdecydowanie będzie nad czym pracować. Niestety w miarę upływu sezonu regularnie wzrastała liczba naszych podstawowych zawodników, którzy głownie z powodu kontuzji nie mogli nas wspomóc na boisku, skutkowało to więc z meczu na mecz co raz węższym polem manewru przy ustalaniu wyjściowego składu, jak i spadkiem jakości gry całej drużyny. I był to zapewne główny powód naszego mało chwalebnego zakończenia rozgrywek, bowiem cztery ostatnie mecze przegraliśmy.

Ciekawostką jest fakt, że przez cały rok nie podzieliliśmy się punktami z rywalami ani razu. Można to różnie rozpatrywać, czasem pomogło, jak na przykład w jednym z jesiennych meczów kiedy pokonaliśmy na wyjeździe Naprzód Wieszowa 4:3. Ale zdecydowanie częściej był to nasz mankament, ponieważ może się wydawać, że gdy tylko przyszło nam się zmierzyć z jakąkolwiek drużyną która potrafiła się nam postawić, to nie było remisu. Zazwyczaj takie mecze przegrywaliśmy, czego sztandarowym przykładem może być wspomniany mecz z Andaluzją (0:1). Kilka remisów zamiast porażek to kilka punktów więcej, a wówczas już tabela też by pewnie troszkę inaczej mogła wyglądać. Stare piłkarskie porzekadło mówi "jeśli nie potrafisz wygrać meczu, to go zremisuj".

W Nadziei Bytom w sezonie 20/21 - nic z tego. Postaramy się bliżej przyjrzeć poszczególnym formacjom i
przeanalizować plusy i minusy każdej z nich.

BRAMKARZE

Tutaj zbyt dużego pola manewru nie było, gdyż przez niemal cały sezon pierwszym i jedynym bramkarzem
naszej drużyny pozostawał Dominik Cichoński. Pewnie rozegrałby komplet minut, jednak pod koniec sezonu
kontuzja wykluczyła go z dwóch ostatnich meczów, a jego miejsce zajmowało trzech zawodników z pola, jeden
cały mecz rozegrał Rafał Duszyński, i ostatni mecz w sezonie po połowie bronili Krzysztof Radoła oraz
Bartosz Dzionsko. Poziom gry musiał więc nieco spaść.

Wracając do Cichońskiego, na pewno na mobilizację nie wpływał fakt, że nie było w ogóle w klubie dla niego rywalizacji. Jednak na poziomie B-klasy ciężko utrzymać dwóch równorzędnych bramkarzy, gdyż każdy by chciał grać od deski do deski. Były takie mecze, w których było dużo do bronienia, ale to akurat wina gry defensywnej całego zespołu, a nie tylko bramkarza. Jednak trzeba wrzucić kamyczek do ogródka bramkarza i wspomnieć, że dość rzadko graliśmy na zero z tyłu. Często były braki w komunikacji z obrońcami, nie pomagało na pewno też to, że Dominik jest stosunkowo niski jak na bramkarza. Jeśli znajdzie się dobry drugi bramkarz, to powinno być już tylko lepiej.


OBROŃCY

Wszystkie mecze w sezonie graliśmy czwórką z tyłu. Na środku obrony dużo częściej niż na bokach miały miejsce rotacje zawodników względem kolejnych meczów, co na pewno miało wpływ na problemy ze zgraniem formacji. Nieprzypadkowo najlepsze duety stoperów to są te, w których zawodnicy grają ze sobą od lat i znają się jak łyse konie.

U nas duet, który występował razem najczęściej, co zwłaszcza w ustabilizowało się w rundzie wiosennej, tworzyli Sebastian Klyszcz oraz Patryk Kubacki. Sebastian okazał się być wartością dodaną dla naszego zespołu, gdy wrócił po paroletniej przerwie do zespołu. Bardzo waleczny, nieustępliwy i do tego często robiący czyściutkie wślizgi :) Atutem zarówno jego, jak i Patryka Kubackiego była bardzo dobra gra głową. Problem zwykle pojawiał się, gdy trzeba było mierzyć się z szybkim i dynamicznym napastnikiem - tutaj czasem brakowało szybkości. Wydaje się, że podstawowym stoperem w nowym sezonie będzie Witold Cierlica, który większość obecnego przeznaczył na leczenie urazów. Jednak w kilku spotkaniach udało się wystąpić - i z pewnością wprowadził trochę spokoju i pewności siebie do drużyny.

Jeśli chodzi o prawą stronę obrony - praktycznie całą rundę jesienną grał tam Dominik Warzycha. Niezwykle silny,
waleczny, nieustępliwy, ale czasem też ze zbyt gorącą głową. Zapewne miałby w składzie pewne miejsce również i na wiosnę jednak w drugim meczu został zdyskwalifikowany i trzeba było szukać zastępcy. Okazał się nim być Mateusz Skwarek, który mimo bardzo małej ilości treningów wcześniej wskoczył do składu i prezentował się solidnie.

Lewą stronę z kolei zamurował Michał Zawadzki, który wystąpił we wszystkich meczach i tylko w dwóch zszedł z boiska przed końcowym gwizdkiem. Mimo upływu lat wciąż broni się dobrą kondycją i aktywnością w rozgrywaniu akcji ofensywnych. W tyłach bywało różnie - ale to akurat zawsze było mankamentem z uwagi na niski wzrost Michała. I być może jemu również by się przydała jakaś rywalizacja, bo następców póki co nie widać. Większą część bramek traciliśmy raczej po akcjach rozgrywanych przez środek boiska, niż po wysokich dośrodkowaniach z boków. Decydujące były błędy indywidualne oraz brak odpowiedniego krycia i asekuracji. Nie pomagali też środkowi pomocnicy, którzy często przy szybkich wyjściach przeciwników nie nadążali za nimi. Ale do nich przejdziemy za moment.

ŚRODKOWI POMOCNICY

Jest to formacja, w której mieliśmy zdecydowanie najbardziej doświadczonych zawodników, ale również najczęściej zdarzały się rotacje. Zawodnikiem który na przestrzeni dwóch rund występował najczęściej i prezentował się najrówniej był chyba Marcin Dziagacz, dla którego jest to zresztą pierwszy sezon w barwach Nadziei. Najczęściej występował jako defensywny pomocnik, notował bardzo dużo odbiorów, potrafił znaleźć się wszędzie tam gdzie lądowała piłka i bardzo dobrze naprawiał błędy kolegów. Do tego dołożył 4 bramki.

Środek pola miał się opierać na naszych doświadczonych zawodnikach. Jednak Jakub Jeżycki i Robert Mazurkiewicz zostali wykluczeni przez urazy. Zwłaszcza brak tego pierwszego dał się mocno we znaki, gdyż był on dyrygentem całej gry ofensywnej, często stosował niekonwencjonalne zagrania, których obrońcy przeciwników nie byli w stanie rozszyfrować. Zanotował 3 bramki i 9 asyst. Z kolei nasz pierwszy kapitan Mazurkiewicz niestety przez większość sezonu przez powracające kontuzje nie był dostępny do grania.

Z początkiem wiosny dołączył do nas za to Janusz Barański, który praktycznie z marszu wskoczył na wysoki poziom grania i zaczął ciągnąć grę naszej drużyny do przodu. 10 goli i 4 asysty w 11 meczach to wynik fenomenalny. Długo nie było u nas takiego zawodnika który potrafił aż w takim stopniu wziąć grę na siebie i decydować o rozwoju każdej akcji. Strzelał z bliska, z daleka, i nie unikał też ciężkiej pracy w defensywie. Jeśli chodzi o środek pola, również tylko 3 mecze opuścił Robert Czykiel, który jednak częściej pojawiał się na boisku wchodząc z ławki rezerwowych, mając swoim doświadczeniem trochę uspokoić nasze poczynania w końcowych fazach meczu.

Należy odnotować że bardzo ważne 6 goli strzelił Grzegorz Prohassek, który jednak nie mógł zagrać nawet w połowie meczów. W rundzie jesiennej często występował również Karol Skura, jednak on okazał się kolejnym graczem, którego wyeliminowała z gry kontuzja i na wiosnę nie zagrał już ani razu.

SKRZYDŁOWI

Szybkie skrzydła to miała być nasza broń i siła napędowa. Jesienią bardzo dużo bramek wpadło właśnie dzięki naszym bocznym pomocnikom, którym przewodził Bartosz Dzionsko - zdobywca aż 10 goli. Był on w zasadzie naszym najgroźniejszym zawodnikiem jednak już wiosną ze względu na obowiązki zawodowe, niestety jego dyspozycyjność jak i wkład w grę drużyny nieco spadły.

Na przeciwległym boku pomocy występowali różni zawodnicy, więc ciężko ocenić kto był pierwszym wyborem przy ustalaniu składu. Często na murawie pojawiał się Aleksander Barlik, czyli ostatnio nasz stały i pewny egzekutor rzutów karnych, z czym w naszej drużynie różnie bywało, a w rundzie wiosennej również sporo grał Marek Musiał - kolejny, który dołączył do nas w trakcie sezonu i szybko zapewnił sonie miejsce w wyjściowej jedenastce.

Swego rodzaju odkryciem okazał się być Przemysław Michalik, który dołączył do nas jesienią nie mając zbyt dużego doświadczenia klubowego, jednak potrafił również 5 razy wbić piłkę do siatki. Zwłaszcza udany był dla niego mecz z Sokołem Orzech, który wygraliśmy 6:4, mecz który swoją drogą pewnie będziemy pamiętać długo. Należy jednak odnotować, że minusem naszych skrzydłowych, raczej obojętnie kto akurat tam występował, było to że często, zapędzali się do przodu zapominając o pracy w obronie, która przecież również jest bardzo ważna. Ale być może takie zachowania to również wina naszej taktyki, której trzeba oddać że jest mocno ofensywna i polega na angażowaniu bardzo dużej ilości zawodników podczas wyprowadzania ataków. Po stracie piłki często więc nas brakowało w tyłach.

NAPASTNICY

Tutaj zawodnikiem który występował zdecydowanie najwięcej był Mateusz Czyż. Jesień miał kapitalną, strzelił dużo bramek i był bardzo ważnym elementem całej naszej układanki. Wiosna była już trochę gorsza, często brakowało w jego poczynaniach spokoju i skuteczności pod bramką rywala. Jednak nie przeszkodziło mu to zdobyć 11 goli, co jest rzecz jasna najlepszym wynikiem w naszej drużynie. Dorzucił do tego również 8 asyst, a więc w klasyfikacji kanadyjskiej nie miał sobie równych. Trzeba jednak oddać, że to kolejna pozycja na której Mateusz nie miał za bardzo z kim rywalizować. Na początku rundy wiosennej na pozycji napastnika testowany był Janusz Barański, jednak został on przesunięty do pomocy, a na swojej pozycji w niemal każdym meczu występował Czyż.

PODSUMOWANIE

Na grze naszej drużyny po 2,5 roku pracy trener Mateusz Markiewicz z pewnością odcisnął swoje piętno, gra co raz bardziej przypomina to, co sobie zakładamy przed meczami. Jednak ciągle brakuje nam umiejętności wygrywania i dominowania w więcej niż kilku meczach z rzędu. Prędzej czy później wraca do nas brak koncentracji i pewności siebie, również często zdarzają się błędy indywidualne poszczególnych zawodników i to w takich sytuacjach boiskowych, które mają później wpływ na końcowy rezultat. Jednak na to wpływu nie mamy. Gramy na poziomie takim jakim gramy, i w momencie gdy chociażby dwóch lub trzech podstawowych zawodników wypadnie z gry przez kontuzje, mają pauzę za kartki czy też nie mogą nam pomóc na meczu przez rozmaite powody, to spadek jakości gry całej drużyny jest aż nadto widoczny.

Natomiast zawodnicy rezerwowi, lub inni, którzy czekają na swoją szansę, zwykle w decydującym momencie nie potrafią wskoczyć w buty swoich częściej występujących kolegów. Mimo tego, że nasza kadra zawodników jest dosyć szeroka - a niemal w każdym meczu kompletowaliśmy całą meczową osiemnastkę - niestety nie przekłada się to na jakość drużyny. Zdecydowanie inaczej wygląda to u większości naszych ligowych rywali, którzy jeżdżą na mecze z jednym lub dwoma zawodnikami rezerwowymi, ale potrafią zachować wysoki i równy poziom przez cały sezon. Dokładnie w ten sposób funkcjonuje Andaluzja Piekary Śl. która potrafiła nas dwa razy w tym sezonie pokonać i ostatecznie to ona zdobyła mistrzostwo bytomskiej Klasy B. Zarówno tej drużynie jak i Czarnym Sucha Góra życzymy powodzenia w przyszłym sezonie, a my bierzemy się do pracy, i liczymy na to że już za rok spotkamy się ze sobą w meczu na wyższym ligowym szczeblu. W tym roku mija 5 lat odkąd Nadzieja Bytom po dwóch sezonach gry w A-Klasie zanotowała spadek, więc chyba wszyscy zgodnie myślimy że to już aż nadto długo. Najwyższy czas się przełamać.

W sezonie 2020/21 w barwach Nadziei Bytom również występowali, chociaż odgrywali w niej mniej znaczące role (kolejność wg liczby rozegranych meczów): Artur Babin, Mateusz Kandziora, Jakub Dukowski, Dominik Kolanek, Krzysztof Radoła, Mateusz Laszczyk, Mateusz Fitler, Marcin Kaczerewski, Paweł Dzierżanowski, Igor Jasiński, Rafał Duszyński, Daniel Kryspin.

Autor: Jakub Dukowski

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości