Relacja: Tęcza Zendek - Nadzieja

Nadzieja Bytom uległa w wyjazdowym spotkaniu z Tęczą Zendek 1:5 (1:4). Jedyną bramkę dla naszego zespołu zdobył z rzutu karnego kapitan drużyny - Robert Czykiel.

Piłkarze Nadziei wybiegli dziś na boisko bardzo umotywowani i z ogromną ochotą przerwania złej passy, ale może w myśl powiedzenia - "jak się za bardzo chce to nie wychodzi" - stało się jak się stało. Niestety po raz trzeci w tym sezonie fatalny okazał się początek spotkania: już w 10 min. gospodarze prowadzili 2:0. Najpierw po wyrzucie z autu i udanej interwencji bramkarza bytomian przyspali obrońcy, którzy pozwolili zawodnikowi Tęczy spokojnie dobić piłkę sparowaną na słupek. Chwilę później goalkeeper Nadziei nie wyszedł do dośrodkowania, dzięki czemu gracz miejscowych nie miał problemów z pokonaniem go głową z kilku metrów. Trzeba jednak dodać, że mogło zacząć się inaczej bowiem tuż po rozpoczęciu meczu bytomianie przejęli piłkę w okolicy pola karnego Zendka, a konkretnie uczynił to waleczny jak zawsze Fiszer Grzegorz, jednak jego strzał minął bramkę. Mimo nieudanego początku "niebiesko-czerowni" nie załamali się i śmielej niż w poprzednich spotkaniach starali się szukać swoich okazji bramkowych. W 15 minucie miał miejsce historyczny moment: po zamieszaniu w polu karnym gospodarzy i strzale Roberta Czykiela rozległ się gwizdek arbitra, który wskazał na "wapno" po tym jak jeden z obrońców zagrał ręką. Do rzutu karnego podszedł w/w kapitan zespołu i pewnym strzałem zdobył pierwszego w dziejach Nadziei gola w oficjalnym meczu. Niestety w następnych 15 minutach bytomianie znowu przyspali w obronie czego efektem były kolejne dwa trafienia rywali. Szkoda, że w ten sposób zawodnicy beniaminka trwonią to na co tak ciężko pracowali – nie ustępowali bowiem wiele gospodarzom, ale na razie to dzieli ich od pozostałych zespołów, że zbyt dużo bramek "prezentują" przeciwnikom. Jest to najprawdopodobniej wynik ciągłego niezbyt dobrego zgrania i przerw w grze, które mieli zawodnicy obecnie grający w Nadziei. W 42 minucie miała miejsce jeszcze jedna sytuacja, na którą warto zwrócić uwagę: Damian Kozłowski kapitalnie przedryblował 3 rywali, wpadł w pole karne i strzelił, ale minimalnie nad spojeniem. Była to zdecydowanie najlepsza akcja pierwszej odsłony meczu. Po przerwie w wyniku kontuzji Pypłacza nastąpiła zmiana - w jego miejsce pojawił się Majchrzak. Bytomianie musieli się odkryć chcąc powalczyć o korzystny rezultat przez co narażali się na kontry gospodarzy. Po jednej z nich i fatalnym błędzie Adama Furgalińskiego padł 5 gol dla Tęczy: stoper Nadziei źle obliczył lot górnej piłki, ta spadła za jego plecy i została przejęta przez napastnika, który nie zmarnował prezentu i trafił do siatki. Była to 65 minuta. Podopieczni Adama Dyrdy walczyli jednak z uporem dalej. W 80 min. tuż przed polem karnym faulowany był Dawid Samul - sędzia odgwizdał rzut wolny. Do piłki podszedł Dawid Sładkowski i huknął nad murem... jednak rywali uratowała poprzeczka. Do końca wynik nie uległ zmianie i choć Nadzieja przegrała czwarty raz z rzędu nie ma się czego wstydzić bowiem jej zawodnicy podjęli walkę, zrobili co mogli, a że ciągle są na dorobku wynik jest taki, a nie inny. Można jednak być optymistą bowiem gra z meczu na mecz wygląda coraz lepiej, pojawiają się bardzo dobre okazje bramkowe, a zespół walczy do 1 do 90 minuty. Gdyby jeszcze poprawić grę w pierwszych połowach meczu byłoby bardzo dobrze: zauważmy bowiem, że dzisiaj "niebiesko-czerwoni" trzeci raz z rzędu przegrali przez straty z pierwszych 45 minut. Po raz trzeci drugą połowę przegrali 0:1. Oby więc za tydzień w niedzielę bytomianie wyszli bardziej skoncentrowani od pierwszych minut, a wtedy pojawi się szansa na korzystny wynik.

Nadzieja: 12. Krzysztof Majewski - 2. Adam Fiszer, 4. Adam Furgaliński, 6. Dawid Samul, 13. Sebastian Klyszcz - 5. Damian Kozłowski, 10. Robert Czykiel (C), 8. Dawid Sładkowski - 11. Łukasz Dąbrowski (75, 15. Wojciech Bryś), 17. Piotr Pypłacz (46, 7. Martin Majchrzak), 9. Grzegorz Fiszer.