Seniorzy: zwycięstwo na koniec i A-klasa ciągle nasza!
W środę zakończyliśmy sezon 2014/15. Często narzekaliśmy na brak szczęścia w meczach, ale w starciu z Tarnowiczanką boisko oddało nam wszystko, co wcześniej odbierało. Mieliśmy mnóstwo szczęścia, świetnie dysponowanego bramkarza i skuteczność z przodu. Dzięki temu wygraliśmy 2:0 i sezon kończymy na bezpiecznym 12. miejscu. Relacja w rozwinięciu...
No i wreszcie, ostatni mecz tego ciężkiego premierowego sezonu w A-klasie za nami. Cel został osiągnięty (raczej jak nie będzie żadnych cudów przy zielonych stolikach) i w przyszłym sezonie po raz kolejny zagramy w A-klasie.
Co do dzisiejszego meczu ze zdegradowaną (oczywiście jak to u nas wszystko okaże się... przy zielonym stoliku) już Tarnowiczanką, to przede wszystkim respekt dla przeciwników, którzy dość ostro walczyli o zwycięstwo w tym meczu, ani na chwilę nie odpuszczając i nie ułatwiając nam zadania. Po drugie taki paradoks, myślę, że jakbym miał oceniać wszystkie nasze 30 spotkań w A-klasie, to środowe znalazłoby się na 29 miejscu pod względem poziomu naszej gry (dzisiejszy mecz przebijało tylko spotkanie z Rodłem u siebie).
Dziwnym jest fakt, że mimo tak słabego meczu, spotkanie to dało nam utrzymanie, 3 punkty na wyjeździe i pierwsze czyste konto w wyjazdowym spotkaniu w tym sezonie, w czym olbrzymia zasługa Mateusza Prymki, który dwoił się i troił w bramce i bez dwóch zdań zasłużył na tytuł bohatera meczu.
Mecz zaczynamy słabo. W zasadzie pierwsze 15 minut to ciągłe ataki gospodarzy, z którymi jeszcze do czasu radziła sobie nasza obrona, kilka razy dobrze bronił Jasiu między innymi po rzucie rożnym i strzale dwumetrowego zawodnika z Tarnowic, który przez cały mecz napsuł nam trochę krwi (ale więcej w sumie naszej ofensywie). Dodać do tego trzeba kilka strzałów z dystansu, ogólnie był to katastrofalny początek w naszym wykonaniu.
Z przodu praktycznie też nie istniejemy i to pomimo tego, że miejsca mamy bardzo dużo, gdyż rywale dość mocno zakotwiczyli na naszej połowie i opornie wracali. Do strzelenia bramki najlepsze nasze okazje to strzał Pytlika po ładnym minięciu 3 zawodników, drybling fakt był ładny, no ale strzał już leciał na wysokości 2 piętra. Do tego niezbyt mocny strzał Ciemięgi, który o dziwo sprawił trochę kłopotów bramkarzowi. To wszystko na co było nas stać.
Na szczęście chwilę później dobre podanie z środka pola od Tomka Prymki, do piłki dopadł Barlik i gdy wydawało się że jeden albo drugi defensor przeciwnika zabiorą mu piłkę, ci kompletnie się pogubili i w sytuacji sam na sam Olek obok bramkarza umieszcza piłkę w siatce.
Po bramce wydaje się, że trochę uspokajamy grę. Mimo wszystko groźniejsze sytuacje ciągle tworzą gospodarze i po jednej z nich powinni wyrównać. Dobra piłka na wolne pole, ciut za mocne dogranie do środka i mający przed sobą pustą bramkę zawodnik rywali nie trafia w piłkę. Uff... było naprawdę groźnie. Chwilę później sędzia kończy pierwszą połowę, a nam przychodzi zapomnieć o niej i w drugiej zagrać lepiej.
Tak niestety nie jest. Druga połowa to już regularny pojedynek nasz bramkarz kontra reszta drużyny przeciwników, że wspomnę tylko o kilku sam na sam, dobrym strzale z wolnego czy dobitce z 5 metrów. No może jeszcze wypada wspomnieć, że po chwili do pojedynku stają też napastnik gospodarzy i sędzia liniowy, który raz po raz sygnalizuje mu spalone, no w każdym razie zabawna sytuacja gdy nawet przeciwnicy sami zwracali uwagę swojemu zawodnikowi, że stoi na spalonym.
A my cóż, w ofensywie jest trochę lepiej niż w pierwszych 45 minutach, co nie znaczy że jest dobrze. Aczkolwiek akcji mamy trochę więcej. Głównie prawą stroną w wykonaniu najpierw Barlika, a później Wierzbowskiego których 2-3 strzały minimalnie mijają bramkę przeciwnika (raz chyba zmuszony był do interwencji golkiper). Na uwagę zasługują też seriami bite rzuty rożne, które jednak o dziwo nie przynoszą nam kompletnie żadnego zagrożenia.
Do czasu... Dobrze bity rożny przez Mateusza Kandziorę na długim słupku zamyka Sebastian Klyszcz i strzela swoją miejmy nadzieję nie ostatnią bramkę w naszych barwach :) Po chwili kolejny rzut rożny, tym razem Emil sam postanowił zaskoczyć bramkarza Tarnowiczanki i trzeba przyznać, że pomylił się o centymetry, a piłka bezpośrednio bita z rzutu rożnego wpadłaby do bramki. Warto jeszcze wspomnieć o idealnej sytuacji Oskara Bajora, który przepchnął obrońcę i będąc w polu karnym w sytuacji 3 na 1 za daleko wypuścił sobie piłkę. Chwilę później kopia tej sytuacji i tym razem wrzutka Oskara nie doszła do trzech samotnie stojących w polu karnym naszych zawodników.
Na tym kończy się ten mecz, w którym trzeba sobie powiedzieć jasno, drużyna rywali była lepsza i to o wiele. Sztuką natomiast jest wygrywać także takie mecze. Nic to, teraz pozostaje huczne zakończenie, potem kilkanaście dni przerwy i w dobrych humorach zaczniemy kolejną batalię o utrzymanie w A-klasie, a czas pokaże czy może o coś więcej.
Tarnowiczanka Stare Tarnowice - Nadzieja Bytom 0:2 (0:1)
Bramki: Barlik (25), Klyszcz (59).
Tarnowiczanka: Mariusz Stempniak - Jarosław Dembiński, Łukasz Dembiński, Michał Jagodziński, Michał Jasiok, Paweł Jasiok, Maciej Majer, Tomasz Moc (76. Adam Fiała), Grzegorz Pałek, Marcin Panońko, Mateusz Zwierzykowski (46. Damian Podleś).
Nadzieja: Mateusz Prymka - Sebastian Klyszcz, Robert Mazurkiewicz, Michał Zawadzki - Aleksander Barlik (78. Paweł Wierzbowski), Damian Ciemięga, Tomasz Prymka, Jakub Jeżycki, Mateusz Kandziora (85. Robert Czykiel) - Adam Pytlik (69. Daniel Kukuła), Oskar Bajor.
Żółte kartki: Jagodziński, Ł. Dembiński - Bajor.
Komentarze