Wzloty i upadki, czyli kalendarium 2018 roku
Dużymi krokami zbliża się sylwestrowa noc, więc można powoli podsumowywać miniony rok, przypomnieć sobie co nas spotkało w ciągu minionych dwunastu miesięcy, powspominać najważniejsze wydarzenia i… tradycyjnie rozpisać postanowienia noworoczne. Czas na krótkie ale wyraziste i jedyne w swoim rodzaju kalendarium Nadziei Bytom na rok 2018!
STYCZEŃ – W nowy rok wchodziliśmy z nowym trenerem w osobie Jakuba Jeżyckiego, który co prawda już jesienią oficjalnie prowadził drużynę w czterech ostatnich meczach, jednak dopiero właśnie od początku roku miał on okazję i czas na to by poukładać grę Nadziei według własnego uznania. Był to też początek nowego etapu po rezygnacji trenera Tomasza Czabana, który odpowiadał za wyniki od 2013 roku, zatem przez ponad 4 lata. Wszyscy liczyli co najmniej równie długą współpracę nowego trenera z drużyną.
LUTY – Czyli miesiąc zimowych sparingów. Po solidnie przepracowanym okresie przygotowawczym nadszedł etap gier treningowych z innymi zespołami. Wyniki niestety nie nastrajały optymistycznie – w przeciągu miesiąca na siedem meczów przegraliśmy siedem, chociaż część nieznacznie (jak 3:4 z Silesią Piekary Śl. lub 1:3 z Zamkowcem Toszek), i były fragmenty dość niezłej gry. Nie przejmowaliśmy się jednak zbytnio porażkami bo jak wiadomo liga to całkiem inna bajka niż sparingi…
MARZEC – nadszedł czas na weryfikację naszej gry w lidze. W pierwszym meczu przyszło nam się mierzyć z Przyszłością Nowe Chechło którą jesienią ograliśmy 2-1. Tym razem już nie było tak szczęśliwie i zaliczyliśmy falstart – przegraliśmy 0-1 i zaczęły pojawiać się pierwsze powody do niepokoju.
KWIECIEŃ – czyli okres chyba największego dołowania klubu w kilku ostatnich latach. Nie potrafiliśmy wygrać przez cały miesiąc w żadnym z pięciu rozegranych spotkań. Piłkarsko nie wyglądaliśmy źle, często też staraliśmy się grać piłkę ładną dla oka. Jednak o końcowych rezultatach decydowały przede wszystkim błędy indywidualne, błędy w ustawieniu, brak komunikacji i ogólnie słaba postawa linii defensywnej która zamiast tworzyć monolit częściej przypominała masło w które co chwilę rywale wjeżdżali jak chcieli. Czarą goryczy była porażka 1-2 z outsiderem rozgrywek – a więc z Nikolem Ruda Śląska.
MAJ – Na szczęście przełom przyszedł w najlepszym momencie. Po porażce z najgorszą drużyną chyba każdy miał prawo obawiać się meczu z Unią Świerklaniec która spadła z okręgówki i była dotychczasowym liderem tabeli. Niektórzy nastawiali się na „dwucyfrówkę”. Zamiast tego zagraliśmy mecz sezonu, i być może jeden z najlepszych meczów w całej historii klubu. Zagraliśmy jak z nut, po niezwykłym thrillerze pokonaliśmy przyjezdnych 3-2, i co ważne była to wygrana zasłużona. Zagraliśmy na nosie Unii, która później przez to potknięcie do końca sezonu musiała drżeć o swój awans.
CZERWIEC – Wygrana ze Świerklańcem tak nas natchnęła że już do końca sezonu nie schodziliśmy z boiska pokonani – szkoda że nie potrafiliśmy utrzymać takiej dyspozycji przez większą część sezonu, bo wtedy na pewno do upragnionego awansu byłoby dużo bliżej. Niemniej pokazaliśmy innym i przed wszystkim sobie, że stać nas na wiele.
LIPIEC – czyli sparingi vol.2. Wróciły stare demony z zimy, kiedy przegrywaliśmy sparing za sparingiem. Tym razem można śmiało postawić tezę że wróciliśmy po wakacjach zbyt rozleniwieni i na pewno nie wszyscy starali się na 100% swoich możliwości. No bo przecież nie jest ujmą przegrać mecz, ale doznać porażki w stosunku 0-15 (to nie pomyłka) jak w meczu kontrolnym z Olimpią Boruszowice to już co innego… Jeśli można mówić o jakimkolwiek pożytku z takiego meczu, to tylko takim, że był to po prostu kubeł zimnej wody dla niektórych zawodników.
SIERPIEŃ – czyli początek i od razu koniec przygody z Pucharem Polski. Trafiliśmy na uznaną markę – bo Gwarek Tarnowskie Góry za taką może uchodzić – i mimo że to były tylko rezerwy to na pewno mieliśmy do czynienia z drużyną o dwie klasy lepszą. Próbowaliśmy stawić opór bardzo młodej drużynie, jednak ulegliśmy zasłużenie 1-4. Pociechą jest fakt że pierwszy i dla większości z nas raczej ostatni raz mieliśmy okazję zagrać na murawie trzecioligowca.
WRZESIEŃ – czyli festyn! Długo wyczekiwane obchody z okazji dziesięciolecia istnienia naszego klubu wreszcie mogły dojść do skutku. Stadion odwiedziło mnóstwo kibiców klubu i mieszkańców Karbia, którzy mieli okazję obserwować zwycięstwo piłkarzy w meczu z Nikpolem a potem bawić się podczas części artystycznej jakiej na stadionie długo nie było i nie będzie. Świetna atmosfera festynu będzie zapamiętana na pewno długo, to jeden z tych momentów podczas których można było poczuć jak wielką i silną rodzinę tworzy Nadzieja :)
PAŹDZIERNIK – czyli okres w którym w lidze radziliśmy sobie ze zmiennym szczęściem, został przykryty przez wyczyn Michała Zawadzkiego. „Piździk” w meczu z Orłem Nakło Śląskie jako pierwszy zawodnik w historii klubu rozegrał mecz numer 200. w lidze. Nieważne jaki jest poziom rozgrywek, zawsze zawodnicy którzy cenią sobie przywiązanie do jednych barw klubowych będą budzić szacunek. Michał występuje w Nadziei już od 2010 roku a na pewno jeszcze przynajmniej kilka lat gry przed nim. W chwili pisania artykułu nasz lewy obrońca ma rozegranych 207 spotkań, a następni w kolejce do przekroczenia progu 200. jest duet Robertów – Czykiel i Mazurkiewicz, z których każdy ma po 189 występów na swoim koncie. Jak wszystko dobrze pójdzie już w przyszłym roku powinni się cieszyć z jubileuszów.
LISTOPAD – w miesiącu szarości i deszczów również nad klubem zebrały się czarne chmury, gdyż w lidze było już bardzo słabo. Po porażce z zamykającym tabelę Górnikiem Bobrowniki Śląskie trener Jakub Jeżycki po niemal równo roku prowadzenia drużyny zrezygnował z funkcji trenera drużyny. Klub nie zanotował sportowo progresu przez ostatni rok, raczej wróciliśmy do punktu wyjścia. co skłoniło niestety „Jeżyka” do takiej a nie innej decyzji. Resztę sezonu musieliśmy więc dogrywać bez oficjalnego prowadzącego drużynę.
GRUDZIEŃ – miesiąc podsumowań… okres zbliżających się świąt i sylwestra w którym wszyscy powinni odpocząć od piłki i naładować baterie na kolejny rok. Znalazł się jeszcze czas na tradycyjne „zakończenie” sezonu, czyli coroczna impreza na której spotykają się bez wyjątku wszyscy zawodnicy. Chociaż wszyscy wierzymy że prawdziwa okazja do świętowania dopiero nadejdzie. Czy już w przyszłym roku? Tego sobie wszyscy życzymy…
Autor: Jakub Dukowski
Komentarze